Inskrypcje


Fabularyzowane epizody biograficzne z cyklu Inskrypcje w kamieniu. Całość opowiadań znajduje się w pliku w formacie pdf, dostępnym do lektury pod poniższym linkiem.



* Ostrobramskie kantaty (Stanisław Moniuszko)

W życiu mieszkańców Wilna i okolic Ostra Brama pełniła szczególną rolę. Jeden Bóg wiedział, ile próśb tu zaniesiono, ile wydarzeń – religijnych i świeckich – miało miejsce w tych murach. Modlono się tutaj zarówno podczas powstań narodowych, klęsk żywiołowych, świętując jubileusze, jak też w zwykłych, codziennych potrzebach.
Dla Moniuszki kaplica miała jeszcze akcent osobisty. Niegdyś zaręczył się tutaj z Aleksandrą Müllerówną – od kilkunastu lat jego ukochaną żoną. Później powierzał Matce Bożej Ostrobramskiej swoją radość z narodzin dzieci, a z drugiej strony – obawy, gdy jego liczna rodzina przeżywała problemy finansowe. Dziś też miał pewien kłopot, choć zupełnie innego rodzaju. (...)

W święto Ostrobramskiej, które wypadało w przyszłym tygodniu, amatorska grupa miała po raz pierwszy wykonać jego dwie gotowe kantaty. Moniuszko obawiał się trochę tego występu. Wiedział, że niektórzy krytycy potrafili być złośliwi – umieli wytykać popełnione błędy, a jednocześnie nie doceniać włożonej pracy.
– To dla Ciebie te kompozycje – wyszeptał przy obrazie, ofiarując Madonnie zbliżający się występ. Ostrobramska skłoniła głowę jakby chciała go pocieszyć, że dla Niej bardziej od wartości artystycznych liczy się to, co płynie z głębi serca. Zamontowany u Jej stóp srebrny półksiężyc wznosił swoje oświetlone rogi jak człowiek ręce do ufnej modlitwy.



* Generał "czarnej brygady" (Stanisław Maczek)

Kiedy dotarli na pozycje wyjściowe do ataku, zaczynało już świtać. Francuskie miasteczko Caen, przez jakie przejeżdżali, przedstawiało upiorny obraz rozległych zniszczeń. W powietrzu czuć było nieprzyjemną woń spalonych budynków i padliny zwierząt. Tu i ówdzie przy drodze czerniały kratery po wybuchach bomb lotniczych – ślady niedawnego brytyjskiego nalotu dywanowego. Dla czołgowych kierowców-mechaników, przemęczonych całonocną jazdą po bezdrożach, stanowiły one dodatkową trudność. Tymczasem najbardziej niebezpieczna część kampanii w Normandii była dopiero przed nimi.

Generał Stanisław Maczek zdawał sobie sprawę zarówno z mocniejszych, jak też słabszych stron zgrupowania, którym dowodził. Morale wśród żołnierzy było wysokie, dywizja była dobrze przygotowana i chciała się bić. Z drugiej strony, czołgi będące na wyposażeniu zespołu – Shermany i Cromwelle – dysponowały znacznie słabszym pancerzem i armatą niż niemieckie Pantery czy Tygrysy. Zmuszało to załogi do unikania walki na wprost na większym dystansie, do stosowania kamuflażu, przemyślanych manewrów oskrzydlających i jednoczesnych ataków z kilku stron. Przed wyruszeniem do Francji ich dywizja pancerna liczyła szesnaście tysięcy ludzi. Ilu z nich doczeka końca wojny?



* Okruszyna chleba (Cyprian Kamil Norwid)

Wśród statków wyruszających w daleki rejs znajdował się trójmasztowy żaglowiec „Margaret Evans”. Nietypowa to była jednostka. Zbudowana w Nowym Jorku przed sześciu laty, według projektu konstruktorów miała służyć do przewozu bawełny. Ale międzyczasie zmieniono jej przeznaczenie. Ze względu na dużą szybkość statek zaczęto wykorzystywać do regularnych rejsów z Londynu do Nowego Jorku i z powrotem. Żaglowiec woził więc ludzi, pocztę i niewielkie ładunki, a teraz miał zabrać w drogę kolejnych stu sześćdziesięciu ryzykantów, którzy czekali już na nabrzeżu i kulili się z zimna.

Kapitan statku Isaiah Pratt zwlekał z decyzją o wypłynięciu. Humor popsuły mu wczorajsze wiadomości, że w najbliższym czasie nie będzie miał co liczyć na pomyślne wiatry. Dla żaglowca oznaczało to, że kilkutygodniowa podróż do Ameryki znacznie się przedłuży. Z drugiej jednak strony, trudno było oczekiwać w grudniu na znaczącą poprawę pogody.
– Bosmanie – zawołał wysokiego mężczyznę, doglądającego pracy marynarzy. – Jak postawicie żagle, proszę wpuścić pasażerów na pokład. Jeszcze ktoś przemarznie z zimna, i będziemy mieli kłopot.
Bosman potwierdził rozkaz i chwilę później na pokładzie rozległy się energiczne komendy wydawane marynarzom. Pratt tymczasem wrócił do kabiny i pochylił się nad mapami. Wybór optymalnego kursu mimo niesprzyjających wiatrów nie należał do łatwych zadań.



* Pocztówka z Poturzyna (Fryderyk Chopin)

Coraz energiczniej uderzał w klawisze fortepianu, przelewając w muzykę swój żal, gniew i tęsknotę. Dziwna była ta Fryderykowa muzyka. Niskie, niespokojne tony strzelały nagle w górę niczym wznoszący się ku niebu sztandar powstańczego oddziału. A fortepian, jakby rozumiejąc skargę wygnańca, wydobywał z siebie kolejne dźwięki buntowniczej etiudy rewolucyjnej. Melodia falowała i płynęła w dal, ku rodzinnym stronom, których Chopin w swoim życiu już nigdy więcej nie będzie miał okazji zobaczyć.

Ostatnie miesiące były dla Fryderyka ponurym i bolesnym czasem. Kiedy po drodze do Paryża zatrzymał się w Stuttgarcie, otrzymał wiadomość, że umiera powstanie listopadowe. Jak bardzo wtedy żałował, że rok wcześniej opuścił Warszawę! Tę samą Warszawę, którą teraz brutalny rosyjski marszałek Paskiewicz zajął po dwóch dniach zaciętych walk. Wprawdzie duża część obrońców zdołała opuścić miasto i udała się na internowanie do Prus bądź Austrii, jednak sama powstańcza stolica znalazła się w rosyjskich rękach. Chopinowi, który głęboko przeżywał dramat powstania, pozostał jedyny oręż – muzyka.



* Grodzieński duszpasterz (Józef Melchior Fordon)

W odległym o kilkanaście kilometrów Grodnie mieszkańcy ze strachem nasłuchiwali odgłosów bitwy. Opustoszały ulice, po których krążyły tylko nieliczne patrole. Każde pewne schronienie dla ludności miasta było teraz na wagę złota. Do klasztoru franciszkanów, położonego na lewym brzegu Niemna, trafiło kilkadziesiąt osób. Grube mury zakonnego obiektu dawały znacznie pewniejszą ochronę przed ostrzałem niż niewielkie drewniane domki, stanowiące łatwy cel dla pocisków zapalających. Gospodarz obiektu, ksiądz Melchior Fordon, wspierał wystraszonych ludzi i dodawał im otuchy.(...)

Następnego dnia ktoś energicznie zastukał do drzwi klasztoru. Na zewnątrz stała jedna z miejscowych parafianek.
– Czy jest tutaj ksiądz Fordon? – zapytała zdyszana. – Mam do niego bardzo pilną sprawę!
– Dopiero co skończył spowiadać w kościele – usłyszała w odpowiedzi.
– Proszę mu przekazać, że Niemcy aresztowali naszych strażaków. Chcą ich rozstrzelać!
– Gdzie oni są teraz? – w głosie księdza, który właśnie się pojawił, zabrzmiał niepokój.
– Zmierzają w naszą stronę! Cała grupa aresztowana!
Duszpasterz postanowił nie tracić ani chwili.
– Trzeba zrobić wszystko, aby ich uratować. Idziemy! – powiedział zdecydowanym głosem.



* Pokrzepiając serca (Henryk Sienkiewicz)

Szwedzi odeszli! Szwedzi odeszli! — poczęto wołać na murach. Bramy jasnogórskiego klasztoru otwarły się szeroko, jeno wszystkie dzwony biły... Owe głosy tryumfu leciały w dal i słyszała je cała Rzeczpospolita.
Czy tak może być? Pisarz westchnął, powoli odłożył pióro i raz jeszcze przejrzał zapisane kartki. Gotowy fragment tekstu powinien był wystarczyć do publikacji w najbliższym numerze gazety.

Od końca 1884 roku krakowski „Czas”, warszawskie „Słowo” oraz „Kurier Poznański” drukowały w odcinkach najnowszą powieść Sienkiewicza, nazwaną „Potop”. Wcześniejsze losy bohaterów, umieszczone w dramatycznym okresie powstania Chmielnickiego na Ukrainie, opisane zostały w „Ogniem i mieczem”. Powieść tak bardzo spodobała się czytelnikom, że wielu z nich zaczynało lekturę swojej gazety właśnie od kolejnego odcinka. Gdy zapadła decyzja, że „Ogniem i mieczem” będzie miało kontynuację, aż trzy duże dzienniki z różnych miast zgłosiły gotowość do prezentowania na swych łamach dalszych losów ulubionych postaci, tym razem w okresie potopu szwedzkiego.



* W cierpieniu i służbie (Adam Albert Chmielowski)

Wrześniowe słońce z wolna gasło nad pobojowiskiem. Od strony lasku, zajętego teraz przez rosyjską piechotę, rozległo się jeszcze echo kilku armatnich salw, po czym przerwano ostrzał. Obie walczące strony poniosły poważne straty w ludziach i nie miały już sił. Dowodzący powstańcami pułkownik Chmieleński z żalem wydał rozkaz wycofania się spod Mełchowa.

Był taki moment bitwy, kiedy jego główny oddział atakiem na bagnety zmusił do ucieczki rosyjskie roty, zagradzające im drogę. Niestety, załamał się atak na skrzydłach i o kontynuowaniu natarcia nie było mowy. Od ognia armatniego ucierpiały zwłaszcza siły węgierskie na lewym skrzydle, a ich dowódca „Otto” Esterhazy został śmiertelnie ranny. Z drugiej strony, carski pułkownik Szulman stracił ponad setkę zabitych żołnierzy, nie licząc rannych. On również zarządził odwrót.
– Idziemy na południe, do Lgoty Błotnej – rozkazał Chmieleński. – Zatrzymamy się tam na krótki postój.
Adiutant pośpieszył z rozkazem do zbierających się oddziałów, a pułkownik raz jeszcze ogarnął wzrokiem pole walki.



Fabularyzowane epizody biograficzne z cyklu Inskrypcje w kamieniu. Całość opowiadań znajduje się w pliku w formacie pdf, dostępnym do lektury pod poniższym linkiem.